Wyglądało to trochę jak film sensacyjny, który możemy oglądać w kinach. Żołnierze pod dowództwem majora Mariana Bernaciaka ps. „Orlik”, dokonali niemożliwego!
Akcja jak z filmu
Wszystko rozpoczęło się 24 kwietnia 1945 roku. Pod bramą więzienia w Puławach, otoczonego wysokim murem kolczastym, podjechały dwa samochody ciężarowe marki Studebacker. Wydarzenie wydawało się rutynowe. Szybko wyszło z nich czterech sowieckich żołnierzy, którzy eskortowani sześciu bandytów. Cała akcja była jednak ustawiona.
Zobacz również: Nieugięty w dążeniu do sprawiedliwości, kpt Adam Mirecki
Ci brudni i poobdzierani bandyci w rzeczywistości byli partyzantami pod dowództwem majora „Orlika”. Chcieli odwrócić uwagę pilnujących bramę, aby nie zauważyli za szybko pozostałych 34 żołnierzy, którzy cichaczem okrążali cały więzienny budynek.
Od jednego strzału
Kiedy doszło do rozmowy z wartownikami, jeden z oficerów NKWD zrozumiał, że coś jest nie tak. Nim jednak zdążył sięgnąć po broń, „Orlik” zdążył go ściągnąć jednym strzałem. Innych pilnujących więzienia bez problemu rozbrojono. Ubeków zabarykadowano na piętrze i przystąpiono do uwalniania poszczególnych partyzantów polskich. W momencie gdy w końcu przybyła sowiecka odsiecz, w tym całym zamieszaniu zamiast co wynika z logiki, strzelać do partyzantów, strzelili swoich. W rezultacie uwolniono aż 107 osadzonych. Grupa „Orlika” straciła dwóch partyzantów. Ta brawurowa akcja na zawsze już zapisała się na kartach historii.
Warto przeczytać
Interesujące fakty historyczne o hazardzie w Niemczech
Jak rozbito obóz NKWD w Rembertowie? To scenariusz na dobry film akcji!
Nowy pomnik upamiętniający Żołnierzy Wyklętych. Tym razem w Zgórsku