Nigdy nieodnalezieni Żołnierze Wyklęci – Józef Kuraś „Ogień”

fot. unsplash.com

O sile tego Żołnierza Wyklętego świadczy fakt, że UB bała się pochować jego ciało na rodzinnym Podhalu. Obawiano się dodatkowego miejsca kultu i utrwalania legendy. Sfałszowana historia za wszelką cenę próbowała dowieźć, że był znienawidzony przez ogół społeczeństwa. Teraz już wiadomo, że było zupełnie inaczej.

Młodzieńcze aspiracje

Józef Kuraś urodził się w 1915 roku w miejscowości Waksmund koło Nowego Targu. Jako kolejne dziecko w góralskiej rodzinie, chłonął teorie narodowo-wyzwoleńcze i patriotyczne. Przystąpił do obowiązkowej służby zasadniczej w 2 Pułku Strzelców Podhalańskich oraz w Korpusie Ochrony Pogranicza. Nie chciał wiązać jednak swojej przyszłości z wojskiem, więc po odbytej służbie, powrócił do domu, do pracy w dużym gospodarstwie rolnym.

Działania podczas II Wojny Światowej

Kiedy rozpoczęła się II Wojna Światowa, nie miał innego wyjścia, jak wstąpić do wojska. Zaciągnął się do 1 PSP na podoficera i walczył przeciwko siłom niemieckim i słowackim. Kiedy walki się skończyły, wrócił do rodzinnej wsi odmieniony, z kompletnie innymi ideałami. Od razu widać było jego zaangażowanie w konspirację niepodległościową. Być może jego działania znowu byłyby stłumione przez codzienność, gdyby nie dramatyczne wydarzenie.

W 1943 roku Niemcy dokonali bestialskiego mordu na żonie Kurasia, ojcu oraz 2,5-letnim synku. Całe gospodarstwo podpalili i nie pozwolono na żadną akcję ratowniczą. To właśnie wtedy Kuraś przybrał pseudonim „Ogień” i posługiwał się nim do końca życia. Mówił, że Józek Kuraś umarł wtedy w pożarze, razem ze swoją rodziną.

Zagadkowa śmierć „Ognia”

Kiedy skończyła się II Wojna Światowa, Kuraś nieprzerwanie walczył z komunistycznymi władzami, wciąż tworząc siatkę organizacyjną. Działał na obszarze ziemi miechowskiej, aż po północ Krakowa i Tatry. Zginął w 1947 roku podczas obławy zorganizowanej przez Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Ostrowsku. „Ogień” próbował wtedy popełnić samobójstwo, lecz umarł dopiero następnego dnia w szpitalu.

Zwłoki szybko wywieziono do Krakowa do siedziby WUBP i tyle wiadomo napewno. Na tym zapisie w aktach ślad się kończy. UB bało się pochówku na Podhalu, aby nie dawać pretekstu do kolejnych niebezpiecznych działań i zgromadzeń.